Tempo biegu, pilnowanie odpowiedniego pulsu i cała otoczka wokół tego tematu robi coraz bardziej zawrotną karierę wśród biegaczy.
O ile chodzi o wyczynowe bieganie to jak najbardziej jest to istotna rzecz. Zgodzę się też z opinią, że zaawansowany amator z czasem też zacznie analizę pulsu na podstawie urządzeń technicznych.
To po prostu znak czasu. Ja osobiście dopiero od niedawna korzystam z zegarka z GPS. Chwalę sobie ten zakup z kilku wcześniej już opisanych funkcji, ale pomiar pulsu wydaje mi się na moim poziomie biegania zbyteczny.
Kiedyś nie było tych wszystkich gadżetów i każdy biegacz sobie radził. Optymalizowanie rytmu i tempa dokonywało się na podstawie własnych doświadczeń.
Uważam, że to najwłaściwszy sposób poznania swoich możliwości. Pierwsze dziesiątki czy setki kilometrów przebiegłem bez żadnej wiedzy fachowej na w/w tematy. To co podpowiadał mi mój organizm- przeciążenia mięśni, zbytnie rozpędzanie się, niewłaściwe interwały itd – to wszystko starałem się rozwiązywać intuicyjnie.
Czerpałem z tego ogromną radość, gdyż przy okazji poznawałem na co tak naprawdę stać moje mięśnie, ścięgna i stawy.
Bardzo szybko odkryłem, że chcąc, jako absolutny amator biec skutecznie długi dystans muszę wprowadzić się w odpowiedni, wyuczony rytm biegu i tego rytmu się trzymać. Jednym zdaniem- wsłuchać się w najbardziej zoptymalizowany rytm ciała. Odrzucić pokusy bicia rekordów lub przeciążania treningami.
Osiągnąłem to bez żadnego pulsometru i specjalnego planu treningowego. Miałem cel i swój plan ułożyłem wg niego. Celem tym było przebiegnięcie Maratonu Warszawskiego bez skupiania się na wyniku.
Absolutnie nie mam zamiaru negatywnie oceniać korzystania z dobrodziejstw nowych technologii, ale jestem zwolennikiem umiaru w tej dziedzinie.
Wspaniałą rzeczą jest poznać i wsłuchać się w rytm tego co przekazują nam nasze serce i płuca. Pamiętam, że przy długich treningach (powyżej 15 km) wpadałem w pewien trans. Dzięki niemu zapominałem o świecie dookoła i czułem, że spadek sił na kolejnych kilometrach jest naprawdę minimalny. Rytm serca-oddech-krok. Gdy to współgrało ze sobą nie chciało się kończyć treningów.
Myślę, że stan ten jest bliski wszystkim delektującym się tą formą rekreacji.